Kosmetyczna szuflada

Japońska pielęgnacja dłoni z Bielendą

Ręka w górę kto w ostatnim czasie zwiększył częstotliwość stosowania wszelakich środków odkażających do dłoni. Myślę, że większość z nas zarówno w życiu prywatnym jak i podczas pracy zaczęła zwracać większą uwagę na dezynfekcję dłoni. Najszybszą formą przenoszenia zarazków jest niestety zapominanie o ich sporym skupisku na naszych dłoniach, wkładanie czasem odruchowo palców do buzi, głaskanie twarzy czy drapanie w oku. Trzymamy banknoty dotykane przez tysiące osób, podajemy rękę osobie zarażonej, dotykamy rurek w komunikacji miejskiej, nierzadko potem wykonując wspomniane wcześniej czynności czy nawet uskuteczniając szybki posiłek. Rośnie nasza świadomość, rośnie ilość ogólnodostępnych żeli, płynów przeciwbakteryjnych w miejscach publicznych co mnie osobiście bardzo cieszy. Ludzie zwracają większą uwagę na czystość, częste mycie rąk. Śmiem twierdzić, że niektórzy najzwyczajniej w świecie w ogóle zaczęli stosować to mydło nie tylko przy wieczornym myciu. Mam nadzieję, że nie będzie to sytuacja chwilowa na wskutek pandemii koronawirus. Nie o tym jednak ten post. Mydło i środki odkażające, zwłaszcza te na bazie alkoholu niesamowicie wysuszają naskórek. Już samo mycie rąk mydłem powoduje ich szybsze przesuszenie a zapominanie o regularnym nawilżeniu skóry jej nie pomaga. Od kilku tygodni zmienił się u mnie nawyk stosowania kremów czy olejków do skórek wokół paznokci (najszybciej się przesuszają). Staram się zawsze mieć ze sobą krem do rąk czy to w pracy czy w terenie. To jeden z tych kosmetyków (prócz szminki) który choćby w najmniejszej torebce zmieścić się musi. Odkąd zaczęłam na nowo zapuszczać paznokcie i zrezygnowałam 2miesiące temu z hybrydy, tym bardziej ważne jest dla mnie zachowanie nawilżenia naskórka oraz natłuszczenie płytki paznokciowej. W ostatnich dniach pracy płynu na bazie alkoholu używałam średnio co 3minuty więc chyba nie muszę pisać z jaką prędkością schodził mi krem:) Ważne, by dość szybko się wchłaniał i nie był za rzadki, osobiście wolę te treściwsze. Nigdy nie kupuję tego samego, gdyż za bardzo kocham testować nowe produkty i poznawać nowe zapachy. W ostatnich tygodniach moich dłoniom towarzyszy japońska seria polskiej firmy Bielenda – Japan Beauty. Jak na motyw japoński przystało nie mogło zabraknąć kwiatów, które tworzą azjatycki motyw na opakowaniu ale również główną nutę zapachową każdego z kremów.

Niebieski jest na bazie olejku z kamelli japońskiej, która ma za zadanie głęboko odżywić i nawilżyć spierzchniętą skórę dłoni. Dzięki bardzo wysokiej zawartości kwasów Omega-9 ujędrnia naskórek, rewitalizuje go i wzmacnia. Dzięki zawartości olejku ryżowego ma także silne działanie przeciwstarzeniowe oraz stymuluje produkcję nowego kolagenu.

Miał z całej serii być najbardziej nawilżający. I był. Co do skuteczności przeciwstarzeniowej nie będę się wypowiadać, nie oglądam swojej skóry pod mikroskopem by dojrzeć różnice w zmarszczkach. Pierwszy krem, który użytkowałam i moim zdaniem najlepszy z całej serii. Zapach to kwestia gustu, ale kamelia zdecydowanie najprzyjemniejsza dla nosa mego i najmniej chemiczna. Szybkie wchłanianie, faktyczne nawilżenie i konsystencja akuratna, czyli nie za gęsto nie za rzadko. Skóra po użyciu kremu miękka i przyjemna w dotyku.

Na drugi ogień poszedł żółty regenerujący. Oparty na ekstrakcie z jaśminu, ma działanie nie tylko pielęgnacyjne, ale także aromaterapeutyczne, ponieważ jaśmin oznacza „pachnący kwiat”. Krem łagodzi, uelastycznia naskórek, regeneruje go, nawilża, poprawia wygląd i kondycję skóry. Wzbogacony o wyciąg z sake wygładza i rozświetla naskórek. Sprawia, że skóra ma stać się gładka i dobrze nawilżona. I tu się zdecydowanie zgodzę, że krem ten najbardziej wygładza dłonie i jest po nim bardzo aksamitna. Natomiast z wszystkich najmniej przypadł mi do gustu ze względu na zapach. I o ile uwielbiam zapach jaśminu czy to świeżego czy używanego w perfumach , kosmetykach tak tutaj jaśmin niewiele ma wspólnego z zapachem jaki znam i lubię. Ze względu na swoją konsystencję najbardziej sensowny w okresie jesienno-zimowym, choć zbyt kwiatowy zapach już niekoniecznie tu współgra.

No i na koniec zostawiłam sobie uroczy róż, czyli wygładzający o zapachu wiśni. Fakt, jej zapach uderza nas od razu po otwarciu, miałam nawet lekkie obawy czy nie za mocno. Dzięki zawartości wyciągu z wiśni nawilża i wygładza naskórek. Ma także delikatne działanie złuszczające, dzięki czemu wyrównuje koloryt, rozjaśnia przebarwienia i pomaga zachować młody wygląd skóry. Działa przeciwzmarszczkowo, wzmacniająco i regenerująco. Proteiny jedwabiu zawarte w kremie sprawiają, że skóra dłoni staje się gładka. Działania złuszczającego oraz redukującego przebarwienia nie zauważyłam, co do reszty się zgodzę. Jednak wiśnia u mnie przegrała z kamelią.

One comment on “Japońska pielęgnacja dłoni z Bielendą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *