Kosmetyczna szuflada

Czy wszystko złoto co się świeci? Rozświetlenie Queen Bee SinSkin, złoto Bielendy i perfumy Nicole Scherzinger.

Coś dla twarzy, ciała i ducha czyli co nowego w mojej kosmetycznej szufladzie. Na początek o perfumach na które polowałam już od dawna i ucieszył mnie fakt, że w końcu okazały się być dostępne także w Polsce. Niestety zawsze zafoliowane, bez testera, nie pozwoliły się powąchać, także ryzyk fizyk kupione w ciemno. Bycie fanem zobowiązuje i prowadzi jak nie do głupoty to do przejawów uwielbienia w postaci niekontrolowanych zakupów:) Historia z Shakirą nic mnie nie nauczyła, kiedy to zapragnęłam być posiadaczem wszystkich jej perfum, a raczej tanich wód toaletowych czasem wątpliwej jakości w jeszcze bardziej wątpliwych cenach. Plan ten w połowie spełzł na panewce, gdyż nie przewidziałam, że moja idolka postanowi wydać w przeciągu kilku lat więcej zapachów aniżeli płyt w całym swym życiu. I tak wiem, że czasem zapachy sygnowane nazwiskami znanych osób mają niewiele wspólnego z nimi samymi i służą tylko do nabijania dodatkowej skarbonki, ale urokowi posiadania butelki z nazwiskiem osoby, którą cenię i lubię to ja zawsze chętnie ulegałam. Bez względu na cenę, jakość i .. zapach. No bo przecież nie o zapach tu chodzi, od kupowania perfum ze względu na zapach są inne okazje:) Wracając do tytułowego zapachu, chyba nie muszę już wyjaśniać dlaczego zamarzył mi się akurat flakonik Chosen by Nicole Scherzinger. Ta kobieta jest dla mnie uosobieniem seksapilu w połączeniu z niesamowitym talentem, o czym mogłam się przekonać na żywo wiele lat temu w Londynie. Czy zapach mnie również tak przekonał? Nie. Woda perfumowana z założenia miała być kwiatowo-owocowa. I jest. I jest bardzo słodka. I ja takiej słodyczy nie lubię. Nutami głowy są pomarańcza, gruszka i brzoskwinia, nutami serca jaśmin i karmel a bazę stanowi paczula, wanilia i piżmo. Nicole w jednym z wywiadów podsumowała ten zapach jako jej, nie chciała, by była to tylko butelka sygnowana jej nazwiskiem. Nie jest to jednak zapach dla mnie, czuję się w nim zbyt polukrowana, za mało wyrazista i mdła. Trudno mi określić czy bardziej latem czy zimą zapach byłby bardziej znośny. Zużyć zużyję, nie jest to dla mnie absolutnie droga przez mękę jaką kiedyś odbyłam chociażby z Caroliną Herrerą 212 Sexy, ale już nie wrócę. Butelka jak i sam kartonik w dobrym guście, przywodzi mi na myśl szampana, skąd moje wcześniejsze wyobrażenie o tym zapachu jako szampański i rześki. Złotawa faktura kartonu poniekąd skojarzyła mi się również z tłoczeniem nowego rozświetlacza Queen Bee od SinSkin oraz najnowszego balsamu do ciała Bielendy. Nie bez powodu zestawiłam je na poniższym zdjęciu. Blask i złoto absolutnie kojarzą mi się z każdym z tych kosmetyków.

Wypiekany rozświetlacz Queen Bee od SinSkin to jedna z perełek limitowanej serii Honey Bee. Były to kosmetyki stworzone pod okiem Head of Atistry marki SinSkin Adama Prządki i trafiły do sieci drogerii Rossmann w sezonie jesienno-zimowym. Sam rozświetlacz dostępny jest w dwóch odcieniach klasyczne złoto Queen Bee oraz bardziej różowawa Ambrosia. Zdecydowałam się na ten pierwszy. Przyjemnie się go nakłada dzięki kremowo-pudrowej formule, no i daje też fajne aksamitne wykończenie makijażu z nieprzesadzonym błyskiem (mocne tafle odbijające światło nie dla mnie). Utrzymuje się przez wiele godzin zgodnie z zapewnieniem producenta. Zamknięte jak zawsze w eleganckim czarnym pudełku z lusterkiem. Jest tak ładny, że długo wstrzymywałam się z rozpoczęciem „zniszczenia” tego plastra miodu:)

Na koniec kuracja młodości od Bielendy. Skusił mnie wygląd opakowania i skład, gdyż ostatnio mam słabość do wszelakich kosmetyków z ekstraktem ze śluzu ślimaka. Regenerujący balsam wzbogacony jest dodatkowo 24k złotem oraz olejem marula. Przyznam, że nie słyszałam do tej pory o tym ostatnim. Czym charakteryzuje się ten olej? Tym, że jest o wiele lżejszy niż będący obecnie na rynku topowym – olej arganowy. Jest to możliwe dzięki zawartości kwasu oleinowego. Ma również bardziej delikatny, kojarzący się z orzechami zapach. Dzięki działaniu antyoksydacyjnym zwalcza wolne rodniki i działa przeciwzmarszczkowo na skórę oraz odżywczo, także na włosy. Tłoczony jest z pestek owoców drzewa marula, które rośnie w Afryce Południowej. Stosując olej marula zapewnimy naszej skórze odpowiednie nawilżenie i odbudowę. Dzięki niej ochronimy się przed promieniowaniem UV, a komórki nie będą tak szybko się starzały. Olej marula jest również wskazany osobom borykającym się z różnymi przebarwieniami skóry. Jak się ma jego zastosowanie w balsamie Bielendy. Myślę, że wpłynął kluczowo na jego zapach, który jest dla mnie przyjemny od pierwszego użycia. Miękkość, miękkość i jeszcze raz miękkość, to czuję po nałożeniu go na ciało. Ma fajny stopień gęstości, czyli nie na tyle gęsty, by był kłopot z wyciśnięciem, ale też nie na tyle rzadki, by spływał po ciele. Dozownik póki co działa sprawnie, choć zawsze mam z nimi trudne początki i jeszcze gorsze końcówki, kiedy chcę wydobyć resztki produktu. W najgorszym wypadku wezmę siekierkę i zabiję to opakowanie, by dostać się do głęboko ukrytego złota:)

2 Comments on “Czy wszystko złoto co się świeci? Rozświetlenie Queen Bee SinSkin, złoto Bielendy i perfumy Nicole Scherzinger.

  1. Cześć Justyna! Bardzo interesujący wpis, a cały blog bardzo elegancki 👍te perfumy mam i akurat lubię, chociaż faktycznie mają w sobie dużo słodkości 😁 ale mnie ta slodycz poprawia humor i chyba nawet ich dziś użyję 🙂

    1. Dziękuję za komentarz! Nie spodziewałam się, że ktoś z czytających będzie również posiadaczem tych perfum, są dość ciężko u nas dostępne i kompletnie bez jakiejkolwiek reklamy. Teraz w tym trudnym czasie poprawianie sobie humoru to najlepsze co możemy zrobić, także miłego dnia dla Ciebie w jeszcze milszej atmosferze i .. zapachu:)
      ps. też się dziś nimi spryskam a co:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *