Dawno nie było nic kosmetycznego, więc dziś o kremach, które pojechały ze mną na urlop i załapały się na sesję w Toruniu:) W marcu b.r. opisywałam tutaj serię kwiatową, tymczasem na lato zaopatrzyłam się w serię orzechową i przyznaję, że ta mi dużo bardziej spasowała. Powiedzmy, że to czy nuty kwiatowe są lepsze od owocowych jest kwestią indywidualną, ale dla mnie orzechy jednak zdecydowanie biją zapachami pozostałe:) Mam niekłamaną słabość do wszystkiego co pachnie kakao i masłem shea a magiczne słowo orzechy brazylijskie lub makadamia działają niczym magnes. Dlatego byłam pewna, że to właśnie te spodobają mi się najbardziej, a tu niespodzianka, bo stary wysłużony.. kokos jednak został moim numerem jeden.
Dla suchej i zniszczonej skóry najlepszy okaże się Brazil Nut czyli krem z brazylijskich orzechów posiadający w składzie olej ze wspomnianego orzecha oraz olej buriti. Ten pierwszy ma za zadanie regenerować skórę i działać ochronnie, zaś drugi z olejów nawilżać i koić skórę.
Podobne właściwości wykazuje różowy z serii krem z kakaowca zawierający masło kakaowe. Masło dzięki obecności kwasów tłuszczowych ma uzupełniać braki w naturalnym płaszczu lipidowym skóry, z kolei drugi ze składników olej cacay wspierać poziom nawilżenia i jędrność skóry dzięki witaminom A i E. Olej zawiera również retinol w dużo większej dawce aniżeli olej z dzikiej róży.
No i na koniec mój ulubieniec niebieski, kokosowy, nawilżający. Zawiera masło shea oraz kokosowy olej, który ma silne nawilżające właściwości. Odżywia skórę neutralizując przy tym wolne rodniki.
Kremy pięknie pachną i mają treściwą konsystencję, spełniają swoje zadanie, szybko się wchłaniają (dla mnie b.ważne) pozostawiając skórę miękką i pachnącą. Cena również przyjemna, bo ok 8zł za 50ml tubkę. To który wybierzesz?:)