Dokładnie miesiąc temu obchodziliśmy z mężem rocznicę naszego 10cioletniego związku, a dziś wybiła dokładnie druga rocznica ślubu. Śmiałam się, że gdyby mąż się pospieszył i w turboekspresowym tempie sfinalizował sprawę to zamiast bawełnianej rocznicy mielibyśmy teraz cynową. No cóż, trzeba jeszcze z deka zaczekać na te solidne „zlutowanie” cyną:) Każdy z czymś zwlekał i czekał, a u mnie to było..wyklejanie ślubnego albumu. O ile dla kogoś ogarniam takie kwestię raz dwa, o tyle w przypadku naszych zdjęć na każdym etapie selekcji, układania i odstrzału kolejnych ujęć cierpiałam katusze. A to mi się chronologia nie zgadzała, a to tego szkoda i tamtego też. W efekcie wizje układanki zmieniały się kilkakrotnie w ciągu 2lat, by ostatecznie pozostać przy aktualnej wersji. I nie ma już od tego odwrotu, bo może nie cyna, ale klej skutecznie połączył zdjęcia z kartami albumu:) Od początku marzył nam się klasyczny album do wyklejania, ale bez charakterystycznych dla starych albumów rożków do zdjęć. Odcień płótna oraz czcionkę na okładce wybraliśmy sami i poszło nam to dużo szybciej niż wspomniane wyklejanie. A ponieważ książka gości obecna na weselu nie została nawet w połowie wyklejona pstrykanymi podczas imprezy zdjęciami z instaxa to postanowiłam ją maksymalnie wykorzystać na zdjęcia weselne, które w głównym albumie się nie znalazły. Karty sporo mniejsze więc również format drukowanych zdjęć obniżyłam z 13×18 na 9×13, dzięki czemu na każdej stronie wzorem głównego albumu znalazły się dwa poziome ujęcia. Także zdjęcia robione telefonem przez gości miały swój udział w wyklejaniu oraz wszelkie papierowe pamiątki w postaci np menu weselnego. Dziś wrzucam mały przedsmak ślubnych zdjęć, obiecuję, że za rok wrzucę z okazji rocznicy więcej oryginalnego materiału oraz relację z całych przygotowań:)