Ostatnia lutowa niedziela była wyjątkowo brzydka i zimna. Deszcz i niebo mleko miało nie odpuszczać, toteż zastanawiałam się, w czym udać się tego dnia na chrzciny i przyjęcie weselne przyjaciółki. Wybór padł na czerwoną, koronkową sukienkę i szary, wełniany płaszcz.
Przy tak paskudnej aurze pogodowej trudno czasem nie pokusić się o znacznie praktyczniejszą kurtkę puchówkę i zimowe kozaki bądź botki, ale zdecydowałam się na bardziej kusą wersję oraz szpilki. Z parasolem, szalikiem, przy krótkich odcinkach z i do auta, oraz w ogrzewanym Kościele zdało to egzamin.
Uroczystość odbyła się w Katowicach Piotrowicach, zaś samo przyjęcie w restauracji Anna Maria w dzielnicy Kostuchna. Lało jak z cebra więc przejście z auta na salę poszło w trymigi. W zasadzie straciłam nadzieję, że tego dnia jeszcze uda się gdzieś wyskoczyć celem sfotografowania stylizacji.
Jak już zasiadłam do stołu i oddałam się przyjemności ciepłego rosołu, klusek śląskich i modrej kapusty to wstać było ciężko:) Potem ciasto i kawa, za oknem dalej deszcz i szarości a obok mąż przypominający „to chcesz te zdjęcia czy nie ” 🙂 No dobra robimy to. Opuszczamy na 5minut towarzystwo, wciągam nowy po raz pierwszy założony płaszcz ….. i walczymy centralnie naprzeciw restauracji. A że było to przejście dla pieszych uznałam, że idealnie, bo przejścia dla pieszych do zdjęć są najlepsze. Zwłaszcza gdy ludzi dookoła zero, a samochodów z potencjalnymi gapiami i burzą myśli „a ta co tu robi” też w liczbie nikłej. Szybka ustawka techniczna na aparaciku, szybka odstawka parasola i jedziemy z koksem. Zdjęcia trzeba zdążyć zrobić nim będę wyglądać jak zmokła kura, a mąż straci resztki cierpliwości, no bo delikatnie ujmując zdjęć to on robić nie lubi:) Kilka zielonych świateł zaliczonych i chowamy się pod daszkiem przy drzwiach wejściowych, gdzie solidna kropla deszczu osiada na mym nosie i dostrzegam ją dopiero w domu na zdjęciach. Ale pod dachem sucho i ciepło to jeszcze kilka portretów poproszę. Trzeba się przynajmniej oszukiwać, że ciepło. Mamy to. Wracamy. Tym sposobem ponownie wykorzystałam czerwoną sukienkę Orsay założoną na inne wesele 4lata temu, beżowe szpilki Lasocki kupione również na inne wesele rok temu, oraz premiero moja upragniona torebka TOTE W.Kruk. Całość dopełniłam złotymi kolczykami YES, makijażem prezentowanym w poprzednim wpisie, luźnym upięciem włosów oraz… grzywką, na którą zdecydowałam się ponownie po 4latach.