Do Wojkowic na Śląsku zawitałam po raz pierwszy przed laty, skuszona koncertem jednej z uczestniczek programów muzycznych – Kasi Grzesiek. Gdzieś tam kiedyś przejeżdżało się ponownie, ale konkretnego celu w tej mieścinie nie miałam. Do tegorocznego lata, kiedy to zamarzyła mi się łąka z makami i takaż właśnie tu jest. Kilka dni temu fotografowałam w Wojkowicach jedną z moich par ślubnych przy okazji ich sesji narzeczeńskiej, ale marzyły mi się takie kadry także dla mnie. A że pewna niedziela została wykorzystała na regenerację po ślubie wspomnianej pary, w kalendarzu nikogo nie było umówionego, a na niebie tylko słońce, kierunek Wojkowice został obrany ponownie. Maki jeszcze wtedy nie padły, natomiast my z mężem z lekka padaliśmy z głodu, także poratowały nas w odkrytej blisko łąki knajpce Smaki Miasta. Specjalnością miejsca są zapiekanki o wdzięcznych nazwach, na pszennej lub ciemnej bułce oraz bardzo dobre domowe frytki. Wejście od ulicy dość niepozorne i zdradza je tylko wiszący baner, ale mamy tu miejsce zarówno w środku (vintage wystrój) jak i schowany ogródek z trampoliną dla dzieci. Mnie wielkość zapiekanki pokonała, zatem pudełko w dłoń i była przegryzka na wynos.
Od jakiegoś czasu w Wojkowicach mamy też nowe centrum przesiadkowe, a niedaleko stąd jest gruntownie odremontowywany Urząd Miasta. Na pożegnanie Wojkowic padło kilka klatek tutaj przy dźwięcznym akompaniamencie pewnego pana „proszę mi czasem nie robić zdjęć, ja sobie nie życzę”. Też trafiacie na takich, co wytrącają was ze skupienia, bo myślą, że ich postać wątpliwej reputacji jest bardziej interesująca, aniżeli fotografowany przez was obiekt:) Ja mam do takich szczęście, a ulubionym tekstem jest „oo pani z gazety”, no tak aparat w dłoni to nie może być inaczej:)