Dziś do takich zdjęć podchodzę z ogromnym sentymentem, nawet, jeśli ich wartość artystyczna jest znikoma. Te zdjęcia mają ponad 10lat i były pierwszymi i jednocześnie ostatnimi, jakie udało mi się zrobić w Kijowie. Najwięcej czasu spędziłam w okolicy Stadionu Olimpijskiego, oficjalnie otwartego w październiku 2011r. Jego otwarcie i towarzyszące temu koncerty przesłoniły mi totalnie cały pobyt (kto mnie długo zna, doskonale wie za kim tak jeździłam po całej Europie). Nie posiadam przez to za wiele zdjęć z miasta i zawsze obiecywałam sobie tu wrócić na spokojne zwiedzanie z lepszym aparatem. Nie tylko Kijów był na liście planowanych do odwiedzenia miast. 2lata temu pandemia pokrzyżowała wyjazd do Odessy, a kilka tygodni temu jeszcze wierzyłam, że może uda się wyskoczyć chociaż do Lwowa. Bliskość sąsiada dawała zawsze poczucie, co się odwlecze, to nie uciecze. Czytając rozmaite fora spotykam się teraz z opinią „żałuję, że nie zdążyłam odwiedzić, ale było przecież tak blisko”. Sama poniekąd czuję ten żal odkładania, bo przecież blisko, wyskoczyć można zawsze. Bardzo bym chciała, żeby skończył się horror za naszymi granicami. Chciałabym, żeby ludzie odzyskali poczucie bezpieczeństwa i wolności i mogli spotkać się z całą swoją rodziną. Mam świadomość, że jeśli nawet doczekamy tego finału, to ogromna ilość osób nie będzie miała dokąd wracać. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, ile potrwa proces odbudowy tego, co zniszczone. Naprawdę nie pojmuję, co trzeba mieć w głowie, by niszczyć miasta i życie ludzi dla kilku dodatkowych kilometrów na mapie. W ostatnich dniach trudno mi funkcjonować, nie myśleć, serce łamie się po stokroć.