Trzeba przyznać, że pierwszy dzień października pozostanie w pamięci jako wyjątkowy paskudny dzień. Na szczęście tylko z uwagi na niesprzyjającą aurę pogodową. Widocznie niebo też płacze, że lato odchodzi. Z innych przyjemniejszych spraw to złożyło się tak, iż otrzymałam w jednym z lokalnych konkursów wyróżnienie za zdjęcia z Wodzisławia Śląskiego. Miasto odwiedziłam po raz pierwszy w mym życiu w lipcu i wtedy też wykonałam kluczowe zdjęcia na konkurs „Człowiek w przestrzeni Wodzisławia Śląskiego”, które postaram się wpleść w jakiś sensowny foto wpis.. A póki co wgrywam kawowo-książkowo-deszczowe klatki, które nieplanowo znalazły się w mym kompaktowym bezlusterkowcu. Miał być tysiąc razy sprzedany, a dzielnie towarzyszy mi w duecie z szesnastką dwa cztery, wspaniale mieszcząc się w damskiej torebce i nie rzucając się w oczy na ulicy. Tak więc chwilę po odebraniu nowych książkowych zdobyczy z rąk dyrektora WCK, zrobieniu pamiątkowego zdjęcia do gazety (czy na prawdę tego dnia musiałam brylować w dżinsach i adidaskach i wyglądać jak pół dupy zza krzaka haha) mimo niesprzyjającej mżawki pognałam ponownie na rynek i w spokoju delektowałam się kawą w Angelo Gelato Caffe. W przerwie między próbą zrobienia sobie sensownego zdjęcia coby na bloga nie powędrowała tylko kawa z książką obserwowałam jak z rynku zabierają ostatnie wiklinowe krzesła i obiecałam sobie tu wrócić, gdy znów będzie słońce i kawiarnie będą tętnić życiem po zewnętrznej stronie.